Jak to zwykle bywa z Polakami, i na obczyźnie nie są
jednością. Są kręgi, które wzajemnie się nie przenikają. Jest grupa
trzymająca władzę, krąg polskiego biznesu i ich kolacyjki w luksusowych
restauracyjkach. Głównie faceci, ale nie tylko. Ci, co
muszą znać wszystkich i lubią by ich znano. Pojawiają się też pracownicy
ambasady, oni po prostu muszą by ich znano. Ja po polsku zawiszczę i stąd ten jad... Jest też żeński odpowiednik klubu. Piękne domy z oknami do
samej ziemi, znane restauracje, sushi w południe i czarujące członkinie.
Są pozytywnie zakręcone Matki Polki, śpiewające ze swoimi
Maluszkami co piątek, karmiące piersią do sypnięcia się wąsa synowi, i w
większości, bardzo zakorzenione już w Czechach. Mają mężów Czechów, ale
chcą kultywować polskość w dzieciach. Bywają ludzie przejazdem, za mężem, za pracą,
na chwilę, na rok, nie nawiązujący kontaktu na dłużej. Jest też grupa młodych,
nietrzydziestoletnich, bezdzietnych, szczęśliwie pracujących w korporacjach i
chodzących do hospody, kiedy tylko chcą… Nie integrują się z resztą Polaków,
piją z Francuzem czy innym Finnem z pracy, wieczorami mówią in inglisz. Tych
nie spotyka się święceniu jajeczek. Czasem przemkną
zagłosować w ambasadzie, bo wierzą, że kiedyś i w Polsce będą mogli robić to samo.
Choć w brzydszym entourage. Ale po piątym piwie, prowincja pięknieje. Ta
grupa, zdaje się zmniejszać, może wracają, może jadą dalej, a może mi się zdaje…
Kiedyś był blog dla Polek w Pradze, ale umarł śmiercią naturalną. Zapoznały
się, polubiły i już nie musiały się nawoływać na necie. Poszłam z nimi 7 lat
temu na piwo. Hm, wystarczyło jedno. Miałam potem ochotę odjechać Lanovkou w świat.
Nie można zapominać o Polkach, które wychodząc za Czecha,
wsiąkły zupełnie. Trudne są do rozpoznania, gdyż nawet z dziećmi mówią po
czesku, ale sprawne ucho wychwyci czasem ten akcent w metrze.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQu1PGr-vEMRDN1GXAnblwrddTbJkX0wvuOstZQUen7nMKw6Ph1Qmla7VzB35_L2l1rNhHBvQVDTFY2VXf6QO5CfuEdS7BC5TOpFPV1cWngTsbNmqcN1FUdbQLENE3T_WTWqnMI3GNoO9P/s200/Lokomotywa-ksiazeczka-rozkladana_Julian-Tuwim,images_big,31,978-83-7272-167-9.jpg)
Bo Tuwim wielkim poetą był. Akurat moim ulubionym. Bawiłam się przednio mimo choroby i nieobecności pana Hilarego.
P.S. Taki upał, że spiekłam raka na plecach na ukochanym Petrinie, gdzie jedząc obiadek na powietrzu w bardzo miłym towarzystwie, znalazłam w końcu tę wiosnę. Oczywiście na pierwszym planie mega wypasiony plac zabaw...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz