Nie muszę patrzeć w kalendarz by wiedzieć,
że minęło 6 lat. Nie rozmawiam z nikim, wiem, kto czuje to samo. Tego dnia moje serce
umarło i nie żyło przez półtorej roku. W
sercu czułam tylko czerń. Nie wiem, jak można czuć kolor. Czy to w ogóle możliwe? Musi być,
bo ja czułam. Zastanawiałam się wtedy, czy dziecko kocham. Nawet
miłości matczynej nie było. Nic nie było, oprócz czerni. Wydawałoby się, że z tej pustki nie można
wyjść. Ja wyszłam. Szalałam. Ale wyszłam.
Ból po śmierci osoby, którą kochasz jest
bólem bóli. Kochasz, a jego nie ma. Nie wróci. Co się dzieje z tą miłością?
Miłość nie umiera. Ustawiłabym ją w kolejce za nadzieją. Sześć lat temu zmarł
mój brat. Wyszedł na narty i nie wrócił. My kochamy nadal, tylko jego nie ma.
Czułam wtedy, że miłość umarła, choć to nieprawda. To my umarliśmy, choć jednak
żyjemy.
Nienawidzę pożegnań. Nawet tych na krótko,
zawsze się boję, że to na zawsze.
Płakałam gdy odszedł stróż naszego domu. Dobry
człowiek. Chciałabym już nigdy z nikim się nie żegnać. Szczególnie z tymi
dobrymi, choć złych w moim życiu już nie ma. Nie daję im swojego czasu.
Po paru latach miłość wróciła. Podszyta na zawsze strachem o życie kochanej osoby. Nie
jest ładną miłością, o której czytam tu i tam. Strach i miłość. Zawsze razem.
Strach ma się świetnie bez miłości, miłość bez strachu nie daje rady. Nie ma
miłości bez strachu. Nie, po doświadczeniu śmierci. Nie boję się strachu,
oswajam go. Jest on, i jest miłość.
Kocham tak wielu ludzi, łatwiej, niż wcześniej
przywiązuję się do nich. Doceniam, że są. Nawet gdy przyjdzie mi się z nimi
rozstać, mogę im dobrze życzyć. Wyobrażać jak się mają i jak rosną ich dzieci.
Jego widzę jedynie takim, jaki był, nie ma
dla niego przyszłości, nie zestarzeje się, nie zachoruje. Tak boleśnie się
kocha nieobecnych.
Podobno mój dziadek szykuje się do drogi.
Ucałuj go ode mnie, jeśli go spotkasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz