Bank Najlepszego Męża Świata posiada niekolik kamienic w centrum boskiej Prahy i bardzo, bardzo chciał nas w jednej z nich ulokować. Nie, żeby było z nimi coś nie tak, jen to po prostu nie było ono!
Bo choć kuszono nas tu:
i do paru innych, podobnych, pozostaliśmy twardzi. Ne, ne!. Parę lat wcześniej bylibyśmy zachwyceni. Kto by nie był. Ale o prehistorii bez Ogona, nie ma co myśleć. Jeszcze by człowieka refleksje naszły... Do tych kamienic po prostu nie pasuje związany z Ogonem sprzęt, typu wózek, rowerek, kaczkowóz, hulajnoga, i te inne, bezwzględnie konieczne do wychowania. Choć była winda, szumnie nazwana trzyosobową. Nie wątpię, że zmieściliby się w niej Mędrek, Gburek i Apsik, ale ludzie naszego formatu na pewno nie. Poza tym w ścisłym centrum nie ma ani kawałka zielonego. Bruk i kamień. Hezke, ale Ogony potrzebują czegoś więcej. I tak znaleźliśmy Smichov. Druga strona rzeki, niepopularny wśród expatów, pławiących się w luksusowym powiewie Vinohrad. Trochę zaniedbany, niezabudowany w kancik, ale z duszą. Dla koneserów. Kiedyś przemysłowy,
dziś już tylko ilość tanich hospod przypomina o czasach, gdy robotnicy musieli gardełko przemyć po dniówce przy taśmie. Został tylko Staropramen.
Jest tu normalne życie, nieturystyczne, pełne dzieci śpieszących się do szkoły i sklepów, gdzie kupuję codziennie rohliki. Są wypasione place zabaw, w tym Wyspa Dziecięca, cała pro deti. Zacieniona, z wodą, prysznicami. Dla dzieci wszystkich wzorów i kolorów, od paru miesięcy do matury. Chlipię w rękaw myśląc, że Bułeczce nie będzie dane...
Smichov to również najlepsze w Pradze centrum handlowe. Kupa restauracji i barów i przede wszystkim: RZEKA Oj, Smichovie, ale ja będę tęsknić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz