Piękny dzień, piękna pogoda i super wystawa. http://neviditelna.cz/en/
Nie weszłam z Bułeczką, chyba byłby dla niej hard core, ponad
godzina po ciemku i czeski dookoła. Czekałam z Matką Wandzi na pięknym dziedzińcu,
podczas gdy nasze dzieci sprzedałyśmy, trochę na krzywy ryj,
najsympatyczniejszej polsko-czeskiej rodzince. Podobno było niesamowicie.
Zacytuję maminkę:
- Ciemność absolutna.
Na ponad godzinę przenieśli się w
codzienny świat niewidomych. Byli w domu, dotykali sprzętów, nawet ubikację zaliczyli. Potem na ulicy; w barze zamówili sobie kawkę; w lesie,
przeskakiwali przez prawdziwy strumyk.
Przewodnikiem była niewidoma od urodzenia dziewczyna, która na
początku wizyty nadała im numerki i kolejno pytała o imiona:
- Numer jeden?
- Jola
- Numer dwa?
- Gaja
- Numer trzy
- Nie wiem – krzyknęła Ania i zwiała z wystawy.
Rozumiem ją, chyba też bym nie dała rady. Bułeczka była tylko
wymówką.
Duża okazała się odwagą i dobrym uchem, Rozpoznawała podobno
bezbłędnie różne dźwięki, łącznie, z pewnym miłym zwierzątkiem, które tutaj
jest obelgą. Ale, kto tam Czechów zrozumie, że nasza świnia to ich prase, a ich
świnia to po prostu kanalia. I krzyknęła radośnie, że to świnia, a wszyscy w
śmiech. Pewnie, nie po raz pierwszy pomyślała sobie, że dziwni ci Czesi...
Ogólnie była zachwycona, jestem pod wrażeniem jej stalowych
nerwów. Zresztą wszyscy wyszli pełni podziwu dla niewidomych, których w Pradze,
widać! Respect.
Z rzeczy polecanych, to muszę wspomnieć o nowej
restauracji przy Detskym Ostrovie:
W końcu ktoś się za nią wziął. Zniknęły
sieci rybackie, pirackie kapelusze, niemili kelnerzy i podłe żarcie. Są szynki
hiszpańskie, pachnące tapas, piękne azulejos i pyszna zupa pomidorowa. I
piwnica win z klimatyzacją. Nie wspominając o, bezsprzecznie, najlepszym, latte
w Pradze. Ceny, bardziej niż przyzwoite. Jednym słowem: it’s a must! Pantery,
idziemy nam na pewno!
P.S. Blogger świruje i nie ładuje zdjęć... Akurat w temacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz