Dzisiaj będzie o koleżankach. Fenomenie, który poznałam
dopiero w Czechach. Koleżanka z przedszkola, ewentualnie ze szkoły, ale
koleżanka w dorosłym życiu? Brzmi podejrzanie...
Trudno być przyjaźnie nastawionym do koleżanek, bo koleżanka
często okazuje się być czymś zupełnie innym. Szczególnie koleżanka męża z pracy.
Albo koleżanki-Warszawianki Pchły Szachrajki...
Znana mi
samica Alfa uknuła nawet termin na takie: koleżaneczki.
Każdy z nas je zna. Lepiej kobrę na swojej drodze spotkać!
W Polszy to albo przyjaciółka, albo znajoma. Koleżanki stały
się gatunkiem zagrożonym. Może kilka sztuk żyje jeszcze w Puszczy Białowieskiej,
ale Adam Wajrak nie opisuje ich
zwyczajów, więc pewnie ich jeszcze nie wytropił.
A tutaj koleżanki mają się dobrze. Kamaradki, raczej. Jestem
dumną posiadaczką grupy českých kamarádek. A raczej one mnie posiadają w roli
pupila, który zawsze rozśmieszy. Mój czeski na urlopie macierzyńskim cofa się w
tempie topnienia lodów na Alasce. Smażę takie kwiatki, że mocno zastanawiają się co poeta miał na myśli. Szczególnie po jednym małym piwie, które teraz
szumi mi w głowie przez półtorej godziny. Kiedyś spotykałyśmy się w pracy i po
pracy. Teraz żadna z nas nie pracuje w firmie, w której się poznałyśmy, ale
spotykamy się nadal. Nie dzwonimy do siebie w międzyczasie. Co dwa tygodnie w
środę jest hospoda, tam omawia się wszystko. Zero lansu, nie ma szykowania się
do wyjścia. Dżinsy, i koszulka, chodzi o to, żeby pogadać, nie podobać się
gościowi w barze. Pośmiać się, pogadać o wszystkim, byle nie o dzieciach i
rozejść się przed północą by metrem dojechać do domu. Oczywiście wersja dla
matek karmiących jest krótsza. Nie obgadujemy nieobecnych, nie patrzymy ile kto
przytył. Fajna sprawa. Nie, nie przyjaźnimy się. Po prostu lubimy wyjść razem
na piwo. Wydaje mi się, że u nas tylko faceci korzystają z przywileju
koleżeństwa. Chodzą przecież z kolegami na piwo. Bo my z przyjaciółką możemy przecież i z dziećmi w domu u któreś
pogadać. A właśnie, że NIE! Czas wyjść
na miasto drogie kamaradki! W damskim gronie, bez facetów, bez telefonów, żeby
nieprzyzwyczajony mąż nie dzwonił by
poinformować, że mały nadal płacze. Jeżeli nie ma przyjaciółki pod ręką, bo
akurat pisze bloga w Pradze, nie czekać. Brać pod pachę koleżankę i śmigać na miasto!
To jest niezbędne by zachować zdrowie psychiczne!
P.S. Pierwszy cytat, który wyświetlił mi się w googlach mówi
wszystko o naszym stosunku do koleżanek:
A Praga moja taka piękna...
P.S. 2 Moje koleżanki na wieść, że wyjeżdżam postanowiły robić meeting minutes środowych hospod... a może to przyjaźń... Zainteresowanym dam do wglądu!
A może to kochanie...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz