Pragę kocha się nie tylko za 32 powody
wymienione wcześniej. Kocha się ją również za hospody! Zadymione, zatłoczone,
pachnące rozlanym piwem, Czesi z puklem z tyłu i Czeszki w żelach na paznokciach,
żyć nie umierać!
Ceny bardziej niż przyzwoite, jeśli wie
się, dokąd iść bo jest się Pražačkou od pokoleń, jak ja. Czesi nie zapraszają
się do domów, oni spędzają czas w hospodach. I głupie to nie jest, zważywszy,
że niektórzy goście wyjeżdżają dopiero po 6 tygodniach…
Praga knajpą stoi. Jest tu wszystko:
hospody, Irish puby, restauracje z całego świata, knajpy wegetariańskie,
brazylijskie kawiarnie, bary dla bogaczy, kluby duże i małe, dyskoteki, knajpy
wegańskie i francuskie nadęte restauracje, w których jada się tylko za
pieniądze służbowe. Z Czechami chodzę do hospod na pivko, które nie wiadomo
dlaczego odmienia się jak baba:
- Dwie piva prosim – piszę fonetycznie,
jako, że czytają mnie i we Francji.
Idzie się prosto po pracy, na dwie, trzy piwka i wraca do domu, jakoś lżejszym
krokiem niż rano się szło. Babeczki piją desitky a faceci dvanactky. Po dvanatce głowa szybciej
zaczyna się kiwać. Ciemne, jasne, rżnięte, gorzkie,
delikatne, o obniżonej zawartości cukru, itd. Czesi piwa nie czeskiego nie
pijają, bo i po co? I nie rzucają się na nie, jak, co poniektóre, łapczywe Polki i
kulturalnie stukają się kuflem przed pierwszym łykiem. Zawsze patrząc sobie w
oczy. Nie przelewają też starego piwa do nowego, które kelnerka skwapliwie przyniosła odnotowując je na skrawku
papieru na rogu stołu, gdzie skomplikowany kod kreskowy oznacza ilość wypitych piw.
Na stole się kufla nie stawia. Stoi kelner i czeka cierpliwie, po czesku, aż położysz wafel. Ale swoje myśli. Raz zmieszałam dwa piwa i przy stole zrobiło
się cicho. Myślę, że opowiadają to swoim znajomym do dziś. Do piwesia można
zapodać utopenca ( fonetycznie topielec), którego sam widok sprawia, że
chciałoby się z nim zamienić miejscami. Sięga žena za pultem do słoja i
rzuca na talerz co wyłowi.
Dziękuję, wolę udawać wegetariankę. Ale wtedy dostanę
nakladany hermelin, który też do pyszności nie należy.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdXM5xHQuBd7qQYCegXD9q0QqaKfyfJsgxzPOB5ufpjqMzeUvAdBU5fMbhyG8yvLgxqWmG1m522EZC0PIXmVU5nVAwFyjHtONIFkHb7uYe9mhHvW4lmBStMXRO3m8PCNzLAAlrFQvNhEcU/s1600/hermelin.jpg)
Lepiej już pić na pusty żołądek.
Każdego stać wyjścia do hospody, bo Czesi
nie szaleją z cenami. I dlatego miejsca, nawet w środku tygodnia trzeba rezerwować. A w piątek zapomnij, że znajdziesz stół! Pewnie dlatego normalne tu jest dosiadanie się.
O dziwo, kelnerzy nie protestują
gdy każdy gość chce płacić osobno, pewnie dlatego, że wtedy szansa na napiwek
wzrasta. Reguluje się więc swoje i tschüs, można ruszać na kolejne piwo gdzie
indziej, w nowym towarzystwie. Czesi często umawiają się na JEDNO piwo i lecą dalej. Ostatni przy stole zawsze płaci parę piw extra, a
kelner z niewinną miną, że widocznie kolega nie zapłacił, pokazując mu ilość
kresek na papierze przemnożoną przez jego aktualny humor. Tiaaa…
Tutaj nie przychodzi się na chyt, tu przychodzi się porozmawiać i pośmiać się trochę, zapomnieć, że czasami situace není růžová.
Hospoda nie zna wieku ani lansu razem siedzi babička i student w swetrach, oboje sącząc to samo piwko.
I ta pianka w kuflu, jak wisienka na
torcie, mniam! Jako patriota lokalny pijam Staropramena, choć nie uważam, że
jest najlepszy, ale jak to godoją: Think globally, act locally. Piję więc piwko
z Pragi 5, skoro i tak przejeżdżam obok browaru w drodze do pracy...
Do hospody chodzi się też w południe na
obowiązkowym korporacyjnym lunch breaku, jedzenie paskudne. Czesi powinni się
trzymać z daleka od kuchni, ale jeść coś trzeba. Smażone, mączne i rzucone na talerz, całe
szczęście piwo, zawsze najtańszy napój w karcie, gładko spłukuje kiepski smak. W
porze obiadowej hospody udają przez dwie godziny, ze są nekuřácke. Miło z ich strony.
Gotowanie very so so, ale w nazywaniu
knajp wykazują się fantazją: W głupim
miejscu, rzeczywiście w głupim, Psie
jaja, u Głupich, Pod grubą babą, Pod Suchym Dziąsłem, u Mrtvolky… do wyboru
do koloru. Wszędzie jednak piwo będzie pyszne, a jedzenie raczej nie.
Czasami jednak
trzeba iść na wódkę. Ale gdzie się chodzi na wódkę, wino i inne fernety napiszę zítra , teraz
idę na piwo. Bo przecież nie będę piła butelkowego. A tfu!
Nalepsze pivko jakie w zyciu pilem to w Pradze lany Pilsner. W Polsce to nie to samo! Maja ta tematyka jest interesująca :)
OdpowiedzUsuńi inspirująca. dzisiaj pije z babami piwko, a co!
OdpowiedzUsuńzaraz mnie komisja antyalkoholowa drapnie za rozpijanie spoleczenstwa ;) baby, rozumiem, WIELKANOCNE;)
UsuńTak się zastanawiałam gdzie jakiś komentarz wstawić no i jest temat w którym czuje sie pewnie...ten pilsnerek w kufelku MNIAM:)
OdpowiedzUsuńPS
A ser?
a ser wcale nie jest w kazdym menu... oj, nie! rzeklabym, ze tak 40% knajp go ma...
OdpowiedzUsuńno to kiedy na piwo?
składam protest w związku z brakiem nowej lektury! to juz dwa dni! !
OdpowiedzUsuńbedzie, bedzie... swieta byly;)
Usuń